Rozmowa z Barbarą Bieganowską-Zając, wielokrotną Paraolimpijką z powiatu nyskiego.
-W piątek wylot do Tokio. Jak się Pani czuje przed swoimi czwartymi Igrzyskami Paraolipijskimi...
- Czuję się bardzo dobrze. Mój trener (Mariusz Żabiński z Miejskiego Ośrodka Kultury, Sportu i Rekreacji w Korfantowie - red) mówi, że jestem świetnie przygotowana. Będę walczyła o najlepsze miejsce.
- Na czym polega wyjątkowość Igrzysk Paraolimpijskich...
- To są zawody o najwyższej randze. Odbywają się co cztery lata, dlatego trzeba się do nich inaczej, mocniej przygotować. Forma nie przychodzi z dnia na dzień, czy miesiąca na miesiąc.
- Czyli można powiedzieć, że to jest ukoronowanie kilku lat treningów...
- Dokładnie to są trzy lata bardzo ciężkich treningów, co więcej, muszą one być tak przygotowane, aby na czas zawodów osiągnąć szczytową formę. W ciągu ostatniego pół roku wiele czasu spędziłam w związku z tym poza domem. To było dużo wyjazdów i obozów.
- Tegoroczna Paraolimpiada będzie wyglądała zupełnie inaczej...
- Nie będzie widzów. Gdy ludzie nas dopingują, biegnie się zupełnie inaczej. Nie mam pojęcia jak teraz się będzie biegało przy pustych trybunach na takiej imprezie.
- Ale w drodze po najlepsze miejsce nic Pani nie zatrzyma. Proszę przypomnieć jak brzmi Pani motto życiowe?
- Nigdy się nie poddaję, kiedy upadam wstaję i idę, a raczej biegnę dalej.
- Największe sukcesy to:
- Udział w moich pierwszych Igrzyskach Paraolimpijskich w Sydney w 2000 r i zdobycie na nich złotego medalu na 800 m. Złote medale na 1500 m na Igrzyskach w Londynie w 2012 oraz w Rio w 2016, gdzie także zdobyłam dwa medale: złoto na 1500 m i brąz na na 400. Igrzyska Paraolimpijskie to dla mnie zawsze najważniejsze starty w życiu.
- Jak się zaczęła Pani kariera...
- Jako dziecko zawsze byłam ruchliwa, zawsze było mnie wszędzie pełno. Gdy trafiłam do Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Grodkowie, od razu zauważył to pan Janusz Korcala i zabrał mnie na odbywający się wokół rynku Bieg Olimpijczyka. To był 1995 rok, startowałam tam ze szkołami masowymi, bieg był otwarty, co oznacza, że biegali mężczyźni i kobiety. Do pokonania mieliśmy 3000 metrów, a ja w tym biegu wygrałam. Wszyscy byli w szoku, że taka malutka, szczuplutka, drobna dziewczynka przybiegła na pozycji pierwszej.
Potem pan Korcala zabrał mnie na mistrzostwa województwa, które odbywały się w Lasocicach.
To była moja pierwsza duża impreza sportowa. Czułam się tam bardzo zagubiona. Pamiętam jak mój trener polecił mi wykonać rozgrzewkę. Odeszłam na bok, truchtałam, rozciągałam się jak pozostałe dzieciaki i nagle zobaczyłam dziewczyny przygotowujące się do startu. Nie wiem skąd, ale pomyślałam, że to jest mój start. I choć nie widziałam mojego wuefisty, nie chcąc przegapić mojego startu ustawiłam się w tej grupie. Padł strzał, ruszyliśmy. Do mety dobiegłam pierwsza z dużą przewagą, ale okazało się, że wzięłam udział w starcie z dziewczynami o rok starszymi na dłuższym o kilometr dystansie. Kiedy sędzia zobaczył mnie uśmiechnął się pobłażliwie i powiedział "Dziecko, to nie był twój bieg. Twój start będzie dopiero za 10 minut". Ja mówię: "Jak to nie mój bieg... A tam, pobiegnę zaraz następny".
I pobiegłam. Znów na mecie pojawiłam się z dużą przewagą. Wszyscy zaczęli się wtedy zastanawiać, kim jest ta dziewczynka. Wiele klubów zaczęło się mną interesować.
- Ten Bieg Olimpijczyka to była chyba jakaś dobra wróżba. Wracając do Paraolimpiady – jak będzie wyglądał dzień przed startem...
- Tak naprawdę trzy dni przed startem już luzuję z treningami, bo mi się zawsze biega lepiej na świeżości niż na przetrenowaniu. Jak będzie wyglądał mój dzień przed zawodami? Będę leżała w pokoju i będę się mobilizowała.
- Trzymamy kciuki i oglądamy Panią 3 września. Dziękuję za rozmowę.